Depresja w skali świadomości Hawkinsa: Uwikłanie na niskim poziomie energetycznym

Depresja to nie tylko choroba – to stan energetycznego uwięzienia. Gdy tkwimy na najniższych poziomach świadomości, świat traci sens, a cierpienie staje się codziennością. Hawkins nazwał to duchową ślepotą, w której nie jesteśmy w stanie zobaczyć niczego poza tym, czym sami emanujemy. Ale co, jeśli istnieje inna droga – bez psychotropów, bez stygmatyzacji, z głęboką pracą nad świadomością? Jeśli czujesz, że tkwisz w ciemności i nie widzisz wyjścia, ten artykuł może być dla Ciebie pierwszym przebłyskiem światła.
Co znajdziesz w tym artykule:
ToggleDepresja, rozumiana w świetle skali świadomości Davida R. Hawkinsa, to nie tylko zaburzenie nastroju, ale głębokie uwikłanie w jeden z najniższych poziomów energetycznych ludzkiej świadomości.
Hawkins opisywał ludzką świadomość jako kontinuum energetycznych stanów – od najniższych, takich jak wstyd, poczucie winy czy apatia, aż po najwyższe, reprezentujące miłość bezwarunkową, radość, pokój i oświecenie.
Depresja sytuuje się właśnie w dolnych rejestrach tej skali – zazwyczaj w rejonach apatii (50) lub żalu (75), co oznacza głęboki spadek witalności, sprawczości i zdolności do autorefleksji.
Bycie uwikłanym na niskim poziomie energetycznym oznacza, że człowiek doświadcza trwałego zakleszczenia w konkretnym stanie wibracyjnym – jej myśli, emocje, przekonania i percepcja rzeczywistości pozostają ograniczone przez niską częstotliwość.
Z punktu widzenia psychologii energetycznej oraz współczesnych badań nad neurobiologią stresu, taki stan wiąże się z chroniczną deregulacją układu nerwowego, brakiem neuroprzekaźników odpowiedzialnych za odczuwanie motywacji i sensu, a także z niemożnością mobilizacji do działania.
Co więcej, niskie stany świadomości mają charakter samonapędzania się. Gdy człowiek znajduje się w apatii lub depresji, jego zdolność do doświadczania alternatywnych stanów – takich jak nadzieja, wdzięczność czy radość – zostaje zablokowana.
Percepcja staje się filtrowana przez energetykę tego stanu. Człowiek nie tylko czuje, że wszystko jest bez sensu – on widzi świat jako pozbawiony sensu. I właśnie dlatego, jak twierdził Hawkins, „nie jesteśmy w stanie zobaczyć niczego innego niż to, jaką energią sami jesteśmy”.
To znaczy, że nie tyle reagujemy na świat taki, jaki jest, ale raczej doświadczamy świata zgodnie z energetycznym polem, w którym tkwimy.
Z psychologicznego punktu widzenia depresja w tym ujęciu to nie tylko zaburzenie afektywne, ale zakłócenie w systemie energetycznym świadomości.
To tak, jakby w człowieku zgasło światło – i choć świat zewnętrzny może się nie zmienić, jego postrzeganie staje się ograniczone, zniekształcone, pełne ciemnych filtrów.
Uwikłanie polega również na tym, że człowiek traci zdolność do dystansowania się od własnych myśli. Wierzy im bezkrytycznie. Traci poczucie „ja”, z którym mógłby się utożsamić jako obserwator stanu. Depresja „przejmuje tożsamość”.
W kontekście skali Hawkinsa ważne jest to, że wyższe poziomy świadomości są dostępne tylko wtedy, gdy zmieni się stan energetyczny – nie poprzez siłowe myślenie pozytywne czy tłumienie objawów lekami, lecz przez systematyczne podnoszenie świadomości poprzez procesy takie jak: akceptacja, przebaczenie, uważność, ekspresja emocji, kontakt ze sobą, a często także głębokie doświadczenia duchowe.
To wymaga czasu, przestrzeni i często zewnętrznego wsparcia.
Dlatego uwikłanie w depresji to coś więcej niż „zły nastrój” – to pętla energetyczna, która podtrzymuje swój własny stan. I dopóki człowiek nie uzyska choćby minimalnego wglądu, że jego wewnętrzny stan nie jest całą prawdą o rzeczywistości, dopóty każda próba zmiany kończy się frustracją.
Zmiana pojawia się wtedy, gdy pojawia się świadomość, że depresja to pole energetyczne, a nie tożsamość. I że można je – choć bardzo powoli – zacząć opuszczać, nie przez walkę, lecz przez łagodną, systematyczną pracę ze sobą.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Przekraczanie poziomów świadomości: Matryca istnienia i droga ku przebudzeniu
W tym artykule podejmuję się trudnego zadania zinterpretowania myśli Davida Hawkinsa oraz jego teorii dotyczącej przekraczania poziomów świadomości, aby pomóc ci lepiej zrozumieć, jak te zasady mogą stać się drogowskazem na ścieżce duchowego przebudzenia.
Dlaczego depresja jest stanem niskiej świadomości
Z perspektywy psychologii transpersonalnej i koncepcji energetycznych poziomów świadomości, depresja nie jest wyłącznie zbiorem objawów emocjonalnych czy dysfunkcją neurochemiczną – to stan istnienia, w którym świadomość człowieka zostaje zawężona, przytłoczona i odcięta od źródła wewnętrznej mocy.
To tak, jakby światło w człowieku zostało przygaszone, a jego zdolność do widzenia pełni rzeczywistości – brutalnie ograniczona.
Hawkins mówił jasno: „Człowiek nie widzi świata takim, jaki jest, lecz takim, jakim sam jest.” To fundamentalne zrozumienie: świadomość, która spadła na bardzo niski poziom, traci zdolność do widzenia szerszego obrazu, do kontaktu z wyższymi wartościami, do dostrzegania sensu, piękna czy możliwości wyjścia z kryzysu.
Nie dlatego, że one nie istnieją – ale dlatego, że z poziomu depresji nie są one rozpoznawalne. To nie tylko fizyczna ciemność – to ciemność poznawcza, egzystencjalna i duchowa.
Wyobraźmy sobie osobę, która przebywa w głębokiej nocy – jej oczy przyzwyczajają się do ciemności i nie są w stanie zarejestrować kolorów, detali ani horyzontu. Analogicznie, umysł pogrążony w depresji nie dostrzega światła, nadziei, miłości czy sensu.
To nie znaczy, że te jakości nie istnieją – one są obecne w świecie, ale niewidzialne z danego poziomu energetycznego. Depresyjna świadomość rezonuje wyłącznie z tym, co potwierdza jej własny stan: bezsens, zagrożenie, brak perspektyw, odrzucenie.
To właśnie dlatego tak wiele osób cierpiących na depresję ma wrażenie, że cokolwiek by nie zrobiły – nic się nie zmieni. Nie dlatego, że nie ma wyjścia, lecz dlatego, że w danym stanie percepcja wyjścia jest zablokowana.
Niska świadomość nie tylko nie widzi drogi, ale wręcz przekonuje nas, że jej nie ma. Co więcej, im dłużej ktoś tkwi w tym stanie, tym bardziej wytwarza poznawcze i emocjonalne wzorce, które podtrzymują ten poziom: izolacja, poczucie winy, przekonanie o własnej bezwartościowości, lęk przed przyszłością.
W takim stanie myśli stają się autorytarne, negatywne emocje dominujące, a ciało – ospałe, zamrożone, często somatyzujące cierpienie psychiczne.
Człowiek może mieć poczucie, że utracił kontakt z samym sobą. Pojawia się alienacja od ciała, od emocji, a przede wszystkim – od własnej istoty, tożsamości i wewnętrznej prawdy. To właśnie dlatego depresja bywa opisywana jako stan „odłączenia od duszy” – ponieważ człowiek nie ma dostępu do tego, kim naprawdę jest.
Co więcej, z poziomu takiej świadomości osoba często odrzuca pomoc – nie dlatego, że jej nie potrzebuje, ale dlatego, że nie wierzy, że cokolwiek może pomóc. Każda forma wsparcia zostaje zinterpretowana jako pusta, nieskuteczna, pozorna.
I właśnie dlatego praca z osobą w depresji nie może ograniczać się do prób „nakłaniania jej do pozytywnego myślenia” – to jest niedostępne na tym poziomie. Potrzebna jest zmiana jakości energetycznej: poprzez ciało, oddech, obecność, współczucie, powolne przywracanie kontaktu z „iskrą życia”.
Podniesienie poziomu świadomości to nie przeskok – to proces. Ale nawet najmniejszy krok ku akceptacji, ku zauważeniu, że coś we mnie cierpi, ale nie jestem tylko tym cierpieniem, może zacząć powoli rozświetlać wnętrze.
To wymaga czasu, często wsparcia drugiej osoby, przestrzeni na emocje, łagodności wobec siebie, wyjścia z izolacji – ale to możliwe. Bo wyższe poziomy świadomości są w nas zawsze – tylko na czas ciemności stają się niewidzialne.

Dlaczego przyciągamy więcej depresyjnych doświadczeń
Według mapy poziomów świadomości Davida R. Hawkinsa oraz zasady rezonansu energetycznego, każdy poziom świadomości ma swoją specyficzną częstotliwość, z którą rezonują określone doświadczenia, myśli, emocje, a nawet ludzie.
Świadomość funkcjonująca w stanie depresji – czyli na poziomie żalu, apatii, poczucia winy czy strachu – generuje bardzo niską wibrację energetyczną. To nie tylko stan emocjonalny, lecz także pole przyciągania, które oddziałuje na nasze otoczenie w sposób podświadomy, lecz bardzo realny.
David Hawkins podkreślał, że świadomość nie jest jedynie abstrakcyjną kategorią – jest ona mierzalnym polem energetycznym, które wpływa na to, jak postrzegamy świat, co jesteśmy w stanie dostrzec, jak interpretujemy rzeczywistość i jakie wzorce nieświadomie wzmacniamy.
Gdy znajdujemy się na niskim poziomie – np. w chronicznym smutku czy beznadziei – to nasze pole świadomości filtruje świat w sposób, który potwierdza nasz aktualny stan.
To, co na wyższym poziomie świadomości mogłoby zostać zinterpretowane jako szansa, inspiracja czy neutralna trudność, z poziomu depresji zostaje odebrane jako kolejny dowód na porażkę, odrzucenie lub bezsens.
W takim stanie nasze myśli stają się samonakręcającym się mechanizmem: zaczynamy nie tylko czuć się źle, ale także myśleć w sposób, który to potęguje – i działać (lub nie działać) tak, jakbyśmy nie zasługiwali na nic lepszego. To mechanizm, który Hawkins określił jako samopodtrzymujące się pole świadomości.
Prawo rezonansu – znane również jako prawo przyciągania – zakłada, że emitowana przez nas energia emocjonalna działa jak sygnał wysyłany do pola rzeczywistości. Przyciągamy więc doświadczenia, które są energetycznie spójne z naszym wnętrzem.
Jeśli funkcjonujemy w energii żalu, braku sensu, bezsilności czy poczucia winy, to rezonujemy z sytuacjami, które te stany potwierdzają. Wchodzimy w relacje, które odzwierciedlają nasze zranienia. Trafiamy w miejsca, które nie wspierają wzrostu. Interpretujemy świat przez filtr niedostatku i zagrożenia.
Nie dlatego, że świat taki jest – lecz dlatego, że taki jest nasz stan wewnętrzny.
To właśnie dlatego osoby pogrążone w depresji często mają poczucie, że „wszystko sprzysięgło się przeciwko nim”. W rzeczywistości nie chodzi o rzeczywisty spisek czy obiektywne fatum – ale o to, że ich pole świadomości i jego ograniczona percepcja przyciąga i wybiórczo dostrzega to, co jest zgodne z ich wewnętrznym stanem.
Inaczej mówiąc: depresyjny umysł nie jest w stanie rozpoznać konstruktywnych sygnałów, rozwiązań czy oznak nadziei, nawet jeśli są dostępne. One po prostu nie mają w nim rezonansu.
To prowadzi do błędnego koła: im dłużej pozostajemy w niskim stanie świadomości, tym bardziej świat zewnętrzny zdaje się go potwierdzać. Każde kolejne przykre doświadczenie, nieudana próba zmiany czy odrzucone wsparcie tylko wzmacniają przekonanie: „Taki jestem, taki jest świat, nic się nie zmieni.” Z poziomu takiej świadomości nie tylko nie widać wyjścia – ono może wręcz wydawać się niemożliwe.
Ale, co bardzo istotne w ujęciu Hawkinsa – ten proces nie jest wieczny ani nieodwracalny. Zmiana poziomu świadomości – choć może być powolna i wymagająca – jest możliwa.
Kluczem nie jest walka z depresją, lecz stopniowe przesuwanie pola świadomości ku poziomom bardziej wspierającym życie – jak odwaga, akceptacja, chęć, miłość czy zrozumienie.
W miarę jak nasza energia się zmienia, zmienia się też nasza zdolność do postrzegania świata w nowy sposób – i przyciągania innych jakości doświadczeń.
Świadomość nie jest statyczna. To dynamiczne pole, które możemy – z pomocą czasu, pracy wewnętrznej, relacji, terapii czy duchowej praktyki – transformować.
I choć z poziomu depresji ta transformacja wydaje się nierealna, warto pamiętać: brak percepcji światła nie oznacza, że go nie ma. Światło istnieje – tylko nasze oczy muszą ponownie nauczyć się je dostrzegać.

Dlaczego leki psychotropowe nie rozwiązują problemu u źródła
Współczesna psychiatria – zwłaszcza ta podporządkowana systemowi farmaceutycznemu – zbyt często traktuje człowieka jak zestaw objawów do wyciszenia, a nie jak istotę złożoną z psychiki, emocji, ciała i duszy.
Diagnoza depresji w tym schemacie sprowadza się głównie do recepty: masz smutek, masz bezsenność, masz brak motywacji – oto selektywny inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny. Do widzenia.
Problem w tym, że takie podejście ignoruje sedno. Leki psychotropowe zmieniają neurochemię, ale nie zmieniają stanu świadomości, który leży u podstaw depresji. Mówiąc językiem Davida R. Hawkinsa: one nie podnoszą naszej częstotliwości energetycznej, nie zmieniają mapy przekonań, nie prowadzą do integracji traum, nie przywracają kontaktu z własnym sercem.
Przeciwnie – bardzo często odcinają człowieka od przeżywania emocji, które – choć bolesne – są niezbędne, by dotrzeć do źródła cierpienia.
Z punktu widzenia psychologii transpersonalnej i integralnej, depresja jest wezwaniem do głębokiej wewnętrznej przemiany, nie tylko do korekty chemii mózgu. To stan, który sygnalizuje, że coś fundamentalnego zostało zablokowane – że dusza została zagłuszona, że żyjemy niezgodnie z sobą, że nosimy niezintegrowaną traumę, że nasza wewnętrzna prawda została wyparta.
Tymczasem farmakologia nie prowadzi człowieka w kierunku źródła. Ona jedynie maskuje alarm, wycisza sygnał, zamiast zajmować się jego przyczyną.
Co więcej, w wielu przypadkach leki psychotropowe wcale nie uzdrawiają – a jedynie pogłębiają rozłączenie z autentycznym przeżywaniem. Tłumią emocje, obniżają energię życiową, prowadzą do emocjonalnego znieczulenia, a niekiedy wręcz do uzależnienia od farmakologicznego podtrzymywania iluzji „normalności”.
Nie chodzi o to, by demonizować farmakologię – są przypadki, gdzie leki mogą stanowić pomost, środek zaradczy w kryzysie. Ale nie wolno traktować ich jako docelowej ścieżki uzdrowienia, ani zamykać człowieka w schemacie „zaburzenia chemicznego”, które można naprawić pigułką.
To podejście dehumanizujące, redukcjonistyczne – i ostatecznie pozbawione szacunku dla złożoności ludzkiego cierpienia.
Wielu pacjentów trafia do systemu z głębokim bólem egzystencjalnym, duchowym głodem, pustką, która nie wynika z niedoboru serotoniny, ale z utraty sensu życia, braku autentycznego kontaktu z sobą, ze światem, z czymś większym.
Zamiast stworzyć przestrzeń na pytania: „Co Cię boli?”, „Czego Ci zabrakło?”, „Co Twoja dusza chce powiedzieć przez ten stan?” – system pyta: „Czy masz myśli samobójcze? Czy możesz pracować? Okej, oto lek.”
To właśnie tu pojawia się problem z całą bezduszną machiną systemu psychiatrycznego, który często funkcjonuje jak taśma produkcyjna: etykieta, recepta, kontrola, następny. Człowiek – jako istota czująca, duchowa, wrażliwa – znika pod kodem ICD-10.
Gdyby Jezus, Budda lub Jung pojawili się dziś z kryzysem duchowym w gabinecie psychiatrycznym, prawdopodobnie dostaliby paroksetynę i diagnozę F33.
Psychiatria zredukowana do farmakologii to psychiatria bez duszy. A depresja – jak mówią mistrzowie psychologii głębi – jest często wezwaniem do przebudzenia, nie „usterką do naprawienia”. To ciemna noc duszy, a nie wyłącznie chemiczna anomalia.
Dlatego prawdziwe uzdrowienie nie przychodzi przez tłumienie symptomów, ale przez ich zrozumienie, przeżycie i transformację.
Jeśli traktujemy depresję tylko jako wroga, którego trzeba wyeliminować farmakologicznie, tracimy szansę na wewnętrzny przełom. Czasem to właśnie najciemniejsze chwile życia prowadzą nas do przebudzenia – o ile ktoś nie uciszy naszej duszy pigułką zanim zdąży przemówić.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Kryzys tożsamości: Utrata kontaktu z samym sobą i odnalezienie drogi powrotnej
Czy kiedykolwiek czułeś, że zatraciłeś kontakt z tym, kim naprawdę jesteś? Kryzys tożsamości potrafi rozbić naszą wewnętrzną harmonię, wprowadzając chaos i pustkę. Jednak w tej burzy kryje się szansa na głęboką przemianę i odkrycie swojego prawdziwego „ja”. Jak odnaleźć drogę powrotną do siebie i zbudować życie, które będzie spójne z twoją autentycznością? Przeczytaj dalej, by poznać kluczowe kroki do odzyskania sensu i kierunku.
Podsumowanie
Kiedy człowiek jest naprawdę głęboko w depresji, to nie tylko cierpi. On zanika. Traci kontakt ze sobą, jakby jakaś niewidzialna siła przejęła jego ciało, emocje, myśli — i wszystko, co kiedyś było jego.
To nie jest tylko „smutek”. To coś znacznie głębszego — to jakby dusza zapadła się do wewnątrz i zniknęła pod gruzami własnego umysłu. I to, co wtedy najczęściej słyszy od świata, to: idź do psychiatry, weź leki, ogarnij się. Tylko że system, który powinien wspierać, zamiast pomóc – alienuje.
Zamiast wsparcia – stygmat. Zamiast czułości – strach. Zamiast obecności – farmakologia.
A przecież na poziomie najgłębszego bólu psychicznego nie potrzeba kolejnej etykiety, diagnozy, oceny. Potrzeba świadomej obecności, nawet jeśli nie w sobie – to chociaż w kimś drugim.
Bo prawda jest taka: kiedy jesteśmy głęboko pogrążeni w ciemności, nie widzimy światła – ale to nie znaczy, że go nie ma. To tylko znaczy, że nasz system nerwowy, umysł, serce i dusza zostały tak przeciążone, że straciły do niego dostęp.
Na tych najniższych poziomach świadomości – jak mówił Hawkins – nie tylko brakuje energii, ale też percepcja zostaje zaburzona. Świat staje się miejscem pozbawionym sensu, a przyszłość – czymś zupełnie nierealnym.
W tym stanie człowiek naprawdę wierzy, że śmierć to jedyne rozwiązanie, a jego umysł podsuwa mu to nie jako dramatyczną decyzję, ale jako spokojną, racjonalną drogę wyjścia. To jest właśnie największe niebezpieczeństwo depresji – że staje się tak dobrze zakamuflowana, tak zinternalizowana, że wydaje się prawdziwsza niż wszystko inne.
I właśnie dlatego wyjście z tej pętli nie zaczyna się od myśli „muszę się ogarnąć”, tylko od mikroprzebudzenia.
Czasem to jedno zdanie przeczytane w książce. Czasem łzy po obejrzeniu filmu. Czasem gest kogoś, kto naprawdę nas zobaczy, a nie tylko patrzy. Czasem to krzyk z wnętrza duszy: Nie chcę tak żyć, ale jeszcze nie wiem, jak żyć inaczej.
Pierwszy krok to odklejenie się od tej mentalnej narracji, która mówi, że „tak już będzie zawsze”. Bo to kłamstwo. Niełatwe do przejrzenia, ale jednak kłamstwo. Nie jesteśmy depresją. To nie jest nasza tożsamość.
To stan świadomości, który nas zamknął, ale który też – przy odpowiednim wsparciu – można zacząć obserwować. A to pierwszy znak, że jeszcze nie wszystko stracone. Bo jeśli mogę zauważyć, że cierpię – to znaczy, że jest ktoś, kto to widzi.
A skoro jest ktoś, kto to widzi – to znaczy, że to nie jestem tylko ja = depresja. To znaczy, że jeszcze gdzieś jestem.
To nie psychotropy są drogą. One mogą być czasem stabilizatorem, ale nigdy uzdrowieniem. Uzdrowieniem jest powrót do siebie.
Do świadomości, że jestem czymś więcej niż tylko swoim bólem. Ale żeby to się stało, potrzebne jest środowisko, które nie krzyczy „masz problem”, tylko mówi: „Widzę cię. Nie jesteś sam. Przejdźmy przez to razem”.
To kurewsko trudne. Ale możliwe..
#udostępniono zdjęcia dzięki uprzejmości unsplash.com
Przypominam Ci o swoim koncie na BayCoffee, czyli platformie do wspierania internetowych twórców. Klikając w link poniżej, możesz wesprzeć moją działalność stawiając mi wirtualną kawę.